#72. [PRZEDPREMIEROWO] Conviction - Corinne Michaels

„Zakochałam się w Liamie tylko po to, aby moje serce znów pękło na milion kawałków.
Paraliżuje mnie świadomość życia bez niego, ale rzeczywistość wygląda tak, że odszedł.
On tego nie rozumie, a ja nie mogę go do niczego zmusić.
Gdyby tylko dostrzegł pewność kryjącą się za moimi słowami... Wtedy nadal bylibyśmy razem”.


Szczerze mówiąc, nie mogłam być bardziej szczęśliwa czytelniczo. Kiedy dosłownie przepłynęłam przez lekturę Consolation i zamarłam na ostatnim przytoczonym tam zdaniu, myślałam, że się nie pozbieram, a kac książkowy nie odpuści mi do 5 grudnia. Całe szczęście, że znalazłam się na Targach Książki w Krakowie i całe szczęście, że dorwałam jeden z niewielu oczekujących na czytelników egzemplarzy przedpremierowych drugiego tomu serii Consolation Duet. Dzisiaj lekturę Conviction mam za sobą i z jednej strony cieszę się, że mogłam dorwać ją tak szybko, z drugiej strony trochę żałuję, że to już koniec. Chętnie przeżyłabym tę historię jeszcze raz, wzruszając się, irytując, złoszcząc, smucąc i pozwalając by moje serce na nowo się rozpadło, a potem skleiło w idealną całość. 

„Liam przyciska dłoń do mojej twarzy. Spogląda na mnie z miłością, a ja zaczynam płakać. Łącząca nas więź jest tak mocna i głęboka, że nie umiem tego wytłumaczyć. Dzięki niej jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek. Należy do mnie, a ja należę do niego. To jedno spojrzenie cementowało naszą miłość i wykuło nienaruszalną więź. Nawet jeśli nie będziemy razem, nigdy nie będę należała do kogoś innego.”

Z kontynuacjami jest jednak taki problem, że chcąc podzielić się z innymi swoimi wrażeniami, trzeba bardzo się pilnować, by niechcący nie popełnić gafy i nie wydać zbyt wiele szczegółów, psując tym samym frajdę tym, którzy wciąż są przed lekturą zarówno pierwszej jak i drugiej części. W przypadku Conviction jest to szczególnie trudne, bo wciąż jeszcze czuję emocje, jakie wywołała we mnie ta historia, a palce świerzbią, by wylać z siebie wszystko, co nagromadziło się w sercu i głowie przez tych kilka godzin spędzonych w świecie Liama i Natalie. Ta przygoda trwała zdecydowanie zbyt krótko, ale o tym dlaczego, musicie przekonać się już sami. W swoim tekście nie odniosę się zbytnio do treści, a moja opinia tym razem będzie dość oszczędna, ale myślę, że mi to wybaczycie. 

„Nigdy nie będę w stanie jej odepchnąć. Będę czekał w nieskończoność, jeśli będę musiał, ale nie do mnie należy stoczenie tej bitwy.
To Lee musi mnie wybrać.
Jeśli kocha mnie tak, jak sama twierdzi, będzie wiedziała, gdzie mnie znaleźć.”

Ci, którzy czytali Consolation doskonale zdają sobie sprawę z tego, w jak perfidny sposób autorka zagrała sobie na uczuciach swoich czytelników, okrutnie i bez ostrzeżenia łamiąc im serca, i nie pozwalając pozbierać porozrzucanych kawałków. Pozostali muszą uwierzyć mi na słowo, że za takie zakończenia odbiorcy obmyślają najokrutniejsze zemsty wobec ulubionych pisarzy. Corinne Michael nie oszczędziła ani czytelników, ani tym bardziej swoich bohaterów. Gdy ich życie w końcu wpadło na właściwe tory, a wszystko dookoła zaczynało się układać, w niczym nie przypominając chaosu sprzed kilku miesięcy, los po raz kolejny spłatał im figla, wystawiając na próbę zarówno łączące ich uczucie, jak i cierpliwość, wytrzymałość i wzajemne zaufanie. Oboje muszą ponownie zmierzyć się z trudnościami, z rozrywającym serce bólem, obezwładniającą tęsknotą, własnym zagubieniem i wątpliwościami. Przyjdzie im rozpocząć najcięższą bitwę w życiu i znaleźć sposób na to, by dojść do ładu ze sobą, tym co czują i czego tak naprawdę pragną. Zapewniam, że przed Liamem i Natalie naprawdę trudne decyzje, niełatwa walka z niewidzialnym wrogiem oraz piętrzącymi się nieubłaganie zmartwieniami, a także desperacka próba uporania się z pewnymi sprawami, poskładania wspomnień w odpowiednio podpisanych pudełkach i pozamykania tych etapów, które nigdy już nie wrócą. Z kolei na czytelników czeka emocjonująca i wciągająca lektura, warta każdej spędzonej przy niej chwili. 

„Nigdy nie będę miał pewności, Natalie. Zawsze będę się zastanawiał, czy naprawdę mnie kochałaś, czy byłem dla ciebie tylko nagrodą pocieszenia. Wykorzystaj te sześć miesięcy i przekonaj się sama. Wiedz, że bez względu na wszystko będę miał nadzieję, że zastanę cię tu po powrocie. Jeśli tak, ożenię się z tobą. Zrobię wszystko, czego chcesz, aby udowodnić ci, jak bardzo cię pragnę.”

Na ogromny plus zasługuje fakt, że autorka od początku jest konsekwentna. Zarówno w prowadzonej fabule, jak i, co najważniejsze, w kreacji głównych bohaterów. Mimo dramatycznych wydarzeń i kiepskich żartów pokrętnego losu, Natalie pozostała dokładnie taką samą osobą, jak w pierwszej części. Co prawda bywała zagubiona i rozdarta, jednak w całym otaczającym ją zamieszaniu okazała się silną, niezależną i zdeterminowaną młodą kobietą, która doskonale wie czego chce. Co tu dużo mówić, polubiłam Lee. Jest jedną z najlepiej wykreowanych kobiecych postaci, jestem nawet skłonna przyznać, że jedną z moich ulubionych, a niestety nie ma ich zbyt wiele.
Z kolei czytelniczki skrycie podkochujące się w Liamie również poczują się usatysfakcjonowane. To wciąż ten sam naładowany testosteronem i emanujący niebezpieczeństwem facet, o gołębim sercu i delikatnym uosobieniu, dla którego Natalie i Aara są całym światem. To one są najważniejsze i to z myślą o nich stara się postępować odpowiedzialnie, robiąc to, co według niego w zaistniałych okolicznościach należy zrobić. Właśnie ta jego czułość, lojalność i troskliwość sprawiają, że czytelnik ostatecznie porzuca niebywale nęcący pomysł, by w pewnym momencie kopnąć go w tyłek i skutecznie wybić mu z głowy głupoty, których w jego pogubionym umyśle wcale nie brakuje. 

„Kochanie cię nigdy nie było problemem, tylko zatrzymanie cię przy sobie, choć do mnie nie należysz.”

Niewątpliwie kolejnym ogromnym atutem, nie tylko Conviction, ale całej serii jest fakt, że brak w niej patetyczności i sztuczności. Uczucie łączące głównych bohaterów wcale nie jest łatwe, droga jaką kroczą usłana różami, a czas wypełniony lukrową polewą. Oboje zmagają się z codziennymi problemami, z piętrzącymi się raz za razem dylematami, zamartwiają się, rozpaczliwie szukają rozwiązania, denerwują, niecierpliwią, smucą i cieszą, jak zwykli ludzie, przez co stają się bardziej autentyczni i bliżsi czytelnikowi.
Corrine Michaels w kontynuacji Consolation wciąż trzyma poziom. Choć pisana przez nią historia jest przewidywalna, nie przeszkadza to z zapartym tchem i z ciekawością małego dziecka śledzić dalsze losy Liama i Natalie. Z łatwością wnikamy w ich rzeczywistość, odczuwamy to, co oni, przetaczają się przez nas te same emocje, boimy się, załamujemy, cieszymy, gubimy i odnajdujemy razem z nimi. To nie wymaga z naszej strony wysiłku, bo autorka w taki sposób kreuje bohaterów i maluje słowem, że to nie stanowi żadnej trudności. 

„Ten mężczyzna pokazał mi, czym jest miłość, choć myślałam, że już nigdy jej nie zaznam. Dał mi wiarę, aby móc się przed nim otworzyć, i pewność, że mnie ochroni. Nawet, gdy mnie od siebie odepchnął, zrobił to, aby ochronić nas. Miłość, która nas łączy, zdarza się raz w życiu. Potrzebna była tragedia, aby nas do siebie zbliżyć, ale to prawdziwa miłość sprawiła, że jesteśmy razem.”

Podsumowując całość jednym zdaniem, jestem absolutnie kupiona. Bezapelacyjnie podtrzymuje swojej poprzednie stanowisko i utrzymuje, że mimo przewidywalności to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza seria tego roku. Gdybym mogła przeżyć tę historię raz jeszcze, nie wahałabym się ani przez chwilę. Hipnotyzująca, wciągająca i głęboko poruszająca opowieść o tym, że czasem wystarczy tylko jeden człowiek, by pozbierać wszystkie nasze rozsypane fragmenty i scalić je na nowo, nadając życiu nowych kształtów i jeszcze piękniejszych barw. To historia o drugiej, bardziej dojrzałej i silniejszej miłości, która naprawdę buduje i nadaje życiu sens. To również opowieść o tym jak bardzo ranią kłamstwa, jak łatwo można skrzywdzić tych, których się kocha, jak wiele potrzeba czasu, by nauczyć się wybaczać i odnaleźć siebie na nowo.
Gorąco polecam. 

„Zatrzymuje się i patrzy na mnie z ukosa, na nowo przywdziewając maskę, którą tak dobrze znam. Odcina się od wszystkiego, próbując zagłuszyć ból. Co wcale nie znaczy, że on znika. Można myśleć, że tak. Można jedynie mieć nadzieję na zamaskowanie go pozorami, że wszystko jest w porządku. Jednak ból ma to gdzieś. Wnika głęboko przez otwarte rany, przesącza się do wnętrza duszy i zżera ją od środka, jeśli mu na to pozwolisz. A ja nie pozwolę, aby go pochłonął. Będę walczyć ze wszystkich sił, aby przez to przeszedł, tak jak on zrobił to dla mnie.”


PREMIERA 5 grudnia!

CONSOLATION DUET series:
l CONSOLATION l CONVICTION

______________________________________________________________
Corinne Michaels, Conviction, stron 358, SZÓSTY ZMYSŁ, 2017
Przekład: Kinga Markiewicz

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz