#22. Oddychaj i przebacz - Dziesięć płytkich oddechów

Jak sobie poradzisz kiedy na Twoich oczach świat rozsypuje się na kawałki? Co zrobisz kiedy wszystko idzie źle? Kiedy ból rozsadza Twoją duszę?
To pytania, na które nie ma jednej, konkretnej i niezawodnej odpowiedzi. Ile ludzi, tyle różnych sposób na radzenie sobie z cierpieniem i tyle samo dróg na szukanie ukojenia, ucieczki od kotłujących się w nas emocji i schronienia, które szczelnie otoczy nas pozornie troskliwymi ramionami, odcinając od zbyt bolesnych wspomnień. Jednak nie ma na to złotego środka. Jedni szukają fachowej pomocy, odnajdują w życiu nowy cel, odkrywają swoją pasję, wypełniają swój wolny czas zajęciami, które są ujściem dla tego, co nieustannie gromadzi się w ich głowach, duszach i sercach.
Inni kroczą zupełnie inną ścieżką, a każda kolejna próba radzenia sobie z tym co boli, jest jeszcze bardziej destrukcyjna niż poprzednia. Skutecznie zagłusza wszystko, ale tylko na chwilę, nie uzdrawia i nie uspokaja tego wewnętrznego armagedonu, który jest niczym tykająca bomba, czekająca na odpowiedni moment by dokonać samozapłonu i zniszczyć wszystko dookoła – nas i naszych bliskich.
A co jeśli wszystko czego tak naprawdę potrzebujemy to po prostu oddychać i …. przebaczyć?

Kilka lat temu życie dwudziestojednoletniej Kacey Cleary rozpadło się na kawałki. Wraz z młodszą siostrą Livie, z biletami autobusowymi w kieszeni, wyruszają do Miami.
Goniąc za marzeniami i uciekając przed koszmarem, dziewczyny trafiają do apartamentowca niedaleko plaży. Rozpoczynają nowe życie.
I wszystko przebiegałoby zgodnie z planem, gdyby Kacey nie spotkała Trenta Emersona z mieszkania 1D.
Zamknięta w sobie Kacey nie chce niczego czuć. Tak jest bezpieczniej. Dla wszystkich. Jednak w końcu ulega, otwiera serce i zaczyna wierzyć, że może pozostawić za sobą koszmarną przeszłość, by zacząć od nowa. Niestety okazuje się, że nie tylko Kacey kryje tajemnicę. Pozornie perfekcyjny mężczyzna ukrywa prawdę o wydarzeniach, których nie da się wybaczyć. Odkryta przeszłość Trenta sprawi, że Kacey powróci w przerażający mrok i samotność.


Niektórzy powiedzą, że to KOLEJNE New Adult – dwoje młodych ludzi, dramatyczna przeszłość, natychmiastowa miłość i decydujący punkt zwrotny w ich relacjach. Typowy, oklepany temat, stosowany już niezliczoną ilość razy, na najróżniejsze możliwe sposoby. Zgodzę się z takimi opiniami, chociaż ja jestem też w tym wszystkim typem czytelnika, który sięgając po książkę ZAWSZE szuka w niej tego „czegoś”. I nie mam tu na myśli tylko świetnie wykreowanych bohaterów, takich z krwi i kości, realnych i autentycznych, z którymi możemy się utożsamić, ani wciągającej, nietuzinkowej i okraszonej tajemnicą fabuły. Szukam tych drobnych rzeczy, szczegółów zakopanych gdzieś pomiędzy stronicami, jakiejś mądrej myśli subtelnie ukrytej wśród miliona słów, niedostrzegalnej na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę to właśnie te niuanse stanowią o niezwykłości danej historii, sprawiają, że książka mocno zapada nam w pamięć i zwykłe przedmioty, słowa, czy proste gesty po lekturze nigdy już nie będą dla nas takie same. W powieści spod pióra K.A. Tucker bez wątpienia dostałam to, co dla mnie najistotniejsze.

„Nie otwiera się, nie potrafi znieść dotyku dłoni, ponieważ przypomina jej o śmierci. Nie dopuszcza nikogo do siebie, ponieważ idzie za tym ból.”

Dziesięć płytkich oddechów to historia widziana oczami głównej bohaterki – Kacey Cleary – młodej dziewczyny ciepiącej na zespół stresu pourazowego, której poukładany, beztroski i szczęśliwy świat runął kilka lat wcześniej na skutek tragicznego wypadku, w którym straciła nie tylko dotychczasowe życie, najbliższych jej ludzi, ale przede wszystkim samą siebie. Po tamtych dramatycznych wydarzeniach Kacey nie jest już tą samą dziewczyną. Stała się pustą skorupą, która za wszelką cenę stara się nie czuć, a jedynym jej sposobem na radzenie sobie z bólem i stratą jest agresja i głęboko zakorzeniony w jej sercu gniew. Momentami wydaje się nawet, że Kace nieszczęśliwie utknęła w przeszłości, a ostatnią deską ratunku, która pozwala jej nie utonąć w otchłani dręczących ją wspomnień jest siostra, Livie. Kacey to bez wątpienia jedna z tych bohaterek, których mimo wad i niezbyt pochlebnych postępków, nie sposób nie polubić. Pełna sarkastycznego poczucia humoru, nieprzebierająca w słowach i szczera do bólu kobieta, bez zastanowienia potrafiąca sprzedać facetowi sierpowego, a jednak pod tą fasadą niedostępnej, twardej babki „z jajami” skrywa się zagubiona i pokaleczona krucha istota, z lękami, fobiami i brakiem pomysłu na to jak zacząć żyć.
Jest też on – tajemniczy, pociągający i diabelnie przystojny Trent. Mężczyzna, który bez większego wysiłku , niczym buldożer kruszy mur, jakim do tej pory szczelnie otoczona była Kacey, docierając w te miejsca jej duszy i serca, które uważała za martwe. Z godnym podziwu uporem, cierpliwością i nieugiętością realizuje swój pokręcony plan, niezmordowanie wypełniając dni Kace śmiechem i ofiarowując jej to, czego od dawna brakowało w jej życiu. Ale Trent też ma swoje sekrety, dramatyczną przeszłość i problemy, o których nie chce, albo boi się mówić głośno, a których odkrycie zamaże ten perfekcyjnie namalowany obrazek głęboką czernią. 
 

„Poskładam cię w całość, sprawię, że znów będziesz kompletna, Kacey. Przyrzekam, że to zrobię.”

W tym miejscu nie można oczywiście zapomnieć o pozostałych postaciach, które choć drugoplanowe, to są niezwykle istotnym dopełnieniem fabuły. Livie, młodsza siostra Kacey, która jest jak dobroduszny elf, rozświetlający słońcem życie każdego kogo spotka; Storm, samotna matka, sąsiadka oraz ciepła i troskliwa przyjaciółka; Cain, właściciel klubu ze striptizem, którego życiową misją jest pomaganie młodym dziewczynom wyjść na prostą (cieszy mnie niezmiernie, że on również stanie się bohaterem jednej z części cyklu); Ben, ochroniarz, którego wkurzają dziecinne podchody i oczywiście doktor Stayer, bezkompromisowy „szarlatan” (jak nie raz nazwała go Kacey), który z pomocą swoich niekonwencjonalnych metod prowadzi pacjentów krętą drogą ku wyjściu z beznadziei.
Idealna mieszanka charakterystycznych i złożonych z wielu warstw postaci osadzonych w samym centrum dopracowanej i fantastycznie skrojonej historii, która bynajmniej nie jest trywialnym romansem. Opowieść K.A. Tucker dotyka bowiem bardzo trudnych i bolesnych tematów, otwiera czytelnikowi oczy na to, o czym zdarza się zapominać, uczy, wzrusza i łamie serca, a jednocześnie potrafi rozbawić stosując na pozór zwyczajne argumenty – prosty i przyjemny w odbiorze język, sensowne dialogi oraz sarkastyczne poczucie humoru.
 

„Przeszłość nie stanowi o tym, kim jesteśmy. Ja to ja, ty to ty i właśnie tym musimy być.”

W tej spójnej całości nie może, więc zabraknąć tych szczegółów, które stanowią o niezwykłości pozornie zwykłej historii i sprawiają, że wyróżni się ona spośród tuzina innych stosujących ten sam schemat. Autorka subtelnie, acz niezwykle sprytnie wplotła w treść znaną wszystkim i uniwersalną prawdę o tym, że nie należy oceniać ludzi po pozorach. To jak ktoś wygląda, czym się zajmuje i jak żyje, nie jest wyznacznikiem tego jakim jest człowiekiem. Nie znamy przecież jego historii, nie wiemy przez co przeszedł, z czym musiał sobie poradzić i jak bardzo krętą drogę musiał przejść by ostatecznie znaleźć się w tym miejscu, w którym jest aktualnie. A na koniec uświadamia nam jak ważny i szalenie wymowny dla kogoś z naszego otoczenia może okazać się zwyczajnie ludzki i rutynowy gest uścisku dłoni. Każdy z tych detali stanowi odrębny puzzel, który podczas lektury sam wskakuje na odpowiednie miejsce ostatecznie tworząc perfekcyjną całość jaką jest Dziesięć płytkich oddechów.
To piękna opowieść nie tylko o sile prawdziwej miłości i szczerej przyjaźni gotowej do poświęceń, ale przede wszystkim to wartościowa historia mówiąca o tym, że są takie blizny, które nigdy nie wyblakną, są winy, których nie da się odkupić i są sprawy, z którymi nie można poradzić sobie w pojedynkę niezależnie od tego jak mocno się staramy o to walczyć. A w tym wszystkim daje również nadzieję na to, że mimo wszystko można zacząć od nowa, pokazuje, że coś pięknego może zrodzić się z dramatycznych wydarzeń i udowadnia, że jeśli chcemy znów oddychać, musimy nauczyć się wybaczać. Sobie i innym.
 

„Ignoscentia [...] Ponieważ przebaczenie ma moc uzdrawiania.”

______________________________________________________________
K.A. Tucker, Dziesięć płytkich oddechów, stron 421, FILIA, 2014
Przekład: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz