#11. Usłyszeć piękno w ciszy - Mia Sheridan



   Wiecie co dla mnie jest najtrudniejsze po przeczytaniu książki? Wrócenie do rzeczywistości i skonfrontowanie się z własnymi myślami, które muszę zebrać w jakąś logicznie spójną całość, by przynajmniej spróbować przełożyć na słowa moje wrażenia po lekturze. Niektórzy twierdzą, że o dobrych książkach pisze się łatwiej, bo przecież co to za filozofia wylać na papier albo klawiaturę własne zachwyty, wypisać wszystkie plusy danej powieści i zwieńczyć to naszym och i ach? Coś Wam powiem, ci co tak twierdzą w życiu chyba nie przeczytali naprawdę dobrej książki. A już z całą pewnością nie mieli do czynienia z Mią Sheridan i jej Bez słów. Długo zastanawiałam się nad tym jak zacząć i jakiego użyć sposobu, żeby podzielić się z Wami tym co zrobiła ze mną ta historia, ale im dłużej nad tym dumałam, tym większą miałam pewność, że to nie jest możliwe, bo….to tylko słowa, a czasem im ich mniej, tym treściwiej. Dlatego będzie krótko, zwięźle i na temat.

Archer, obarczony niewypowiedzianym cierpieniem, mieszka w swojej samotni blisko lasu. Jest przekonany, że tylko tyle mu zostało.
Do sennego, pobliskiego miasteczka przybywa Bree. Dziewczyna liczy na to, że w końcu odnajdzie rozpaczliwie poszukiwany spokój. Gdy spotyka Archera, jej początkowa nieufność zamienia się w rosnącą fascynację outsiderem. Próbując przedrzeć się przez warstwy niedostępności i dzikości, jakimi Archer przez lata zasłaniał się przed innymi, Bree powoli rozbiera go z kolejnych tajemnic.
Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich od bolesnej przeszłości? *


To znalazłam na okładce książki i wiecie, co? Mam ochotę krzyczeć z frustracji! Serio. Te kilka zdań jest najlepszym dowodem na to, że słowa nie zawsze mają taką moc jak przeżycie czegoś na własnej skórze. Zdaję sobie sprawę z tego, że blurb nie może zdradzać zbyt wiele i jest wyłącznie ruchem marketingowym, który ma przyciągnąć czytelników, ale w tym przypadku na samym starcie klasyfikuje Bez słów jako romans, a to coś więcej niż trywialne love story. Owszem, książka zaliczana jest do nurtu New Adult, ale Mia Sheridan to kolejna autorka, z której twórczością miałam szczęście się spotkać i która przełamuje schematy. Wyciągnęła z gatunku wszystkie te najlepsze w nim elementy i wykorzystała je u siebie, a resztę przerobiła według własnego widzi-mi-się i ten zabieg fenomenalnie jej się udał. Tutaj wszystko od początku do końca po prostu do siebie pasowało. Mimo iż książka na pierwszy rzut oka wydaje się nieskomplikowaną historią, która niczym szczególnym się nie wyróżnia, to im bardziej zagłębiamy się w treść, tym większego nabieramy przekonania, że to właśnie jest ta powieść, która wypali nam w pamięci swój tytuł. Bez słów ma w sobie to magiczne „coś” - urzekającą wręcz prostotę, połączoną z wysublimowaną i skuteczną w swoim sposobie manipulacje ludzkimi emocjami i przez to właśnie oddziałuje na czytelnika zdecydowanie silniej niż najbardziej pogmatwana fabuła.  

"Mała, milcząca gwiazdka, zawsze na uboczu, rzadko zauważana, zaświeciła tak jasno, że całe miasto zatrzymało się na moment, by podziwiać jej blask. By wreszcie otworzyć oczy i przyjąć ją do swojej niewielkiej konstelacji."

Nie znajdziecie tutaj ckliwego romansu i słodkich scenek z udziałem dwójki zakochanych do szaleństwa młodych ludzi, ani nawet pikantnych scen erotycznych na podobieństwo Greya (bo i takie porównania zdarzało mi się spotkać). Na próżno szukać tu irytujących bohaterów, zachowujących się jak rozkapryszone dzieci, zawiłych intryg, zdrad, kolejnych tragedii i  nieporozumień, na skutek których wyrywacie włosy z głowy, pukacie się w czoło i krzyczycie: jacy oni są niepoważni!
Zamiast tego doświadczycie poruszającej i mądrej opowieści, która zaczęła się od spontanicznego i bezwarunkowego wyciągnięcia pomocnej dłoni, – tak po prostu i po ludzku - a skończyła na ważnym i głębokim przesłaniu, że do tego by zrozumieć i usłyszeć drugiego człowieka wcale nie potrzebne są słowa. Znajdziecie tu historię przerwanego krzyku, który zamienił się w bliznę i dramatyczną przeszłość momentami rodem z szekspirowskiej tragedii. Poznacie wrażliwą dziewczynę, z dramatyczną przeszłością, która miała odwagę usłyszeć to, czego nikt nie chciał i nawet nie próbował usłyszeć oraz wykluczonego z życia chłopaka, o którym zapomniał świat, żyjącego w swojej samotni w towarzystwie lasu i ciszy. Przeżyjecie huśtawkę naprawdę silnych emocji, na którą bez ostrzeżenia wepchnie Was Sheridan, grając na strunach Waszych nerwów jak zawodowy wirtuoz i melodią napisanych przez siebie słów przeprowadzi przez wszystkie stany emocjonalne, począwszy od łez i strachu, przez złość i irytację, a kończąc na radości, nadziei czy nawet rozżaleniu. Będziecie świadkami tego jak dorosły człowiek uczy się życia od postaw. Przekonacie się, że wystarczy odpowiedni bodziec, by mimo przeżytej traumy wyjść ze swojej strefy komfortu, obedrzeć się z pancerza, przełamać własne umysłowe bariery i z odwagą zacząć od nowa budować swój mały świat.  

„Jestem tutaj dla ciebie. Jestem tutaj dzięki tobie. Dzięki temu, że mnie dostrzegłaś, nie tylko oczami, ale również sercem. Jestem tu, ponieważ chciałaś mnie wysłuchać i dlatego, że miałaś rację… Każdy człowiek potrzebuje przyjaciół.
Jestem tu i zawsze będę tylko dzięki tobie.”

Uwierzycie w chemię między bohaterami i w rodzące się między nimi silne uczucie – w miłość, która budowana w trudzie okazała się piękna w swej sile. Pokochacie te dwie poturbowane dusze, a zwłaszcza Archera - dzikiego, prostego, czystego i nieświadomego życia outsidera głęboko przekonanego, że jego przeznaczeniem jest samotność i dla którego kobieta stała się głosem. Wyraźnie dostrzeżecie w końcu to, czego zapewne i tak jesteście świadomi, ale nie zwracacie na to uwagi, póki nie dotyczy Was osobiście. Utwierdzicie się w przekonaniu, że żyjemy w świecie, który kieruje się smutną obojętnością na drugiego człowieka, nietolerancją odmienności i własną egoistyczną wygodną, bo przecież łatwiej jest zrezygnować niż walczyć o kogoś, kto sam się przed nami zamyka. Uświadomicie sobie, że to nie tylko tragedia jaką przeżyjemy w życiu naznacza nas na zawsze. Owszem, nie da się od tego uciec; uciec od dramatycznych obrazów jakich jesteśmy świadkami, od bólu i tęsknoty. Ale tak naprawdę to co wydarzy się w naszym życiu potem, to jak ono wygląda, fakt, że mamy w kimś oparcie i to czy znajdziemy u kogoś zrozumienie, ma decydujące znaczenie.  
Na sam koniec zrozumiecie w końcu, że bez użycia słów można powiedzieć więcej niż za ich pomocą, a nieme deklaracje mają większą mocą niż te, które jesteśmy w stanie wykrzyczeć na całe gardło.

„A jej miłość otacza mnie ze wszystkich stron i przypomina, że najgłośniejsze słowa to te, które sami przeżywamy.”

 Nie wiem jak Wy, ale ja dostałam w tej książce wszystko czego oczekiwałam, a nawet więcej niż się spodziewałam. Sheridan funduje nam niezapomniane wrażenia i bez wątpienia swoją niezwykłą twórczością odważnie sięga po tytuł królowej romansów, który absolutnie jej się należy. I choć były momenty, w których miałam ochotę szczerze ją znienawidzić, gdy bez wcześniejszego przygotowania i najmniejszych nawet wskazówek wbiła mi nóż prosto w serce, a potem okrutnie się roześmiała, dzisiaj wiem, że na tym polega piękno literatury i przede wszystkim wyjątkowość wykreowanej przez nią nietuzinkowej historii.
Uczy, manipuluje, bawi się z czytelnikiem, rozkochuje go w sobie i zabija w jednym momencie. Niemożliwe? A jednak. Ale to właśnie przez to pandemonium w jakie wciągnęła mnie ta kobieta, moje masochistyczne drugie ja bezkompromisowo krzyczy, że od dzisiaj Mia Sheridan to dla mnie best of the best!
I tyle w temacie, moi Drodzy ;)

„Przyniosłeś ciszę, najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam, bo cisza była tam, gdzie byłeś ty.
A teraz zabrałeś ją ze sobą. I wszystkie hałasy, wszystkie dźwięki świata nie są na tyle głośne, żeby przebić się przez ból złamanego serca.
Patrzę w gwiazdy, wieczne i niezmierzone, i szepczę: wróć do mnie, wróć do mnie, wróć.”

* opis pochodzi ze strony wydawcy

 ____________________________________________
Mia Sheridan, Bez słów, stron 400, Amber, 2016
Przekład: Martyna Tomczak

Udostępnij ten post

1 komentarz :

  1. Czytałam już dużo negatywnych recenzji "Bez słów". Słyszałam, że jest przereklamowana, schematyczna, bez polotu czy po prostu za słodka. A ja? Przeczytałam wszystkie książki autorki w Polsce i to właśnie "Bez słów" została moim faworytem. Moim zdaniem Sheridan ma ogromny talent do tworzenia cudownych historii o miłości, wcale nie banalnych, jak twierdzą niektórzy. Nie wiem, czy znajdę kiedyś książkę lepszą od tej.
    Przyznam się, że bardzo bałam się Twojej opinii na temat tej książki. Bardzo ufam Twoim osądom i złamałabyś mi serce, jeśli nie pokochałabyś "Bez słów" i Sheridan!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń