#74. Z popiołów - Martyna Senator

Kiedyś wyobrażałam sobie, że moje życie jest pięciolinią, na której każda chwila zostaje zapisana w postaci odpowiednio dobranych nut. A ja niczym wybitny kompozytor codziennie dopisuję dalszą część bezkresnego utworu. Jedne dźwięki są skoczne i wesołe, inne żałosne i pełne melancholii. Wszystkie razem tworzą niepowtarzalną melodię, którą nuci moje serce.
Jednak kilka dni temu wszystko umilkło, a całość zaczęła przypominać urwany hejnał.
Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała. ​ 


Jak wiele jest w stanie znieść młode, niewinne jeszcze, serce? Dlaczego najokrutniej zdradzają ci, którzy powinni nas chronić i jak z miliona chwil, wyłuskać ten jeden, konkretny moment, będący początkiem prawdziwego piekła? Czasem wystarczy niewłaściwa decyzja, osoba, której nigdy nie powinno się zaufać i poczucie osamotnienia, by otaczający nas świat przybrał kształt więzienia, a wspomnienia stały się potworami, które co noc beztrosko wyłażą spod łóżka i paraliżują swym okrucieństwem. Popadanie w rutynę, uparte milczenie i szczelne zamknięcie w hermetycznym świecie, może być dobrym rozwiązaniem tylko na chwilę. Nie pozwala jednak rozpostrzeć skrzydeł i żyć pełną piersią. A czasem, żeby wyjść na prostą i pokochać samego siebie, ze wszystkimi wadami i bolesną przeszłością, potrzeba właściwego człowieka, jednego szczerego spojrzenia i oczyszczającego wpływu muzyki. To impuls do tego, by powstać z popiołów i zacząć naprawdę oddychać. 

„Czasami wcale nie potrzeba kilku lat, aby zobaczyć w oczach drugiego człowieka kawałek własnej duszy. Do tego wystarczy jedno spojrzenie.”

Przyznam się, że Z popiołów było moją pierwszą czytelniczą przygodą z twórczością Martyny Senator. Do tej pory nie miałam okazji sięgnąć po żadną z książek wychodzących spod pióra Autorki, choć było ich już kilka, ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Pokornie biję się w pierś i już dzisiaj absolutnie szczerze przyznaję, że Martyna Senator trafia na listę moich ulubionych polskich autorów. Jeśli pozostałe książki jej autorstwa są tak samo dobre, albo i lepsze, to nic tylko cierpliwie czekać na kolejne części z serii, w międzyczasie nadrabiać zaległości. A dlaczego Martyna Senator tak skutecznie przemówiła do mojego serducha i poruszyła czułe struny duszy książkoholika? W moim przypadku wyjaśnienia jest bardzo proste. 

„Rozmawiać można z każdym, ale milczeć – tylko z kimś wyjątkowym.”

Z popiołów to nie jest wcale łatwa historia, choć napisana w przyjemny w odbiorze sposób, za pomocą plastycznego i lekkiego języka, przez który przebijają się dźwięki autorskiej muzyki. Narracja pierwszoosobowa, dzielona pomiędzy dwójkę głównych bohaterów, subtelne życiowe mądrości, poczucie humoru i błyskotliwe dialogi to istotny element konstrukcji i doskonale skrojone fundamenty pod to, co najistotniejsze, a mianowicie – fabułę. Wspomniałam, że Z popiołów to nie jest łatwa historia i rzeczywiście to prawda. Bolesna przeszłość, z jaką samotnie zmaga się główna bohaterka, Sara, rany fizyczne i psychiczne, które od lat leczy, poczucie oszukania, dojmująca samotność oraz emocje przenikające przez stronice sprawiają, że ta powieść naprawdę chwyta za serce i momentami pozbawia tchu. Budzi współczucie, ale wywołuje też ostry sprzeciw wobec ludzkiej obojętności i gniew w stosunku do odczłowieczenia. Uczy empatii, pokazuje, że czasem potrzeba naprawdę niewiele, by dać komuś powód do radości czy wywołać uśmiech, i udowadnia jak ważne jest podanie dłoni temu, kto upada i nie potrafi się sam podnieść. 

„Chciałbym być dla niej tarczą, za którą mogłaby się schronić; bezpieczną przystanią, w której odnalazłaby spokój; siłą, z której mogłaby czerpać, gdy poczuje się słaba; przyjacielem, który nigdy jej nie zawiedzie i mężczyzną, który poskleja jej serce, zamiast je łamać.”

Niewątpliwie kolejnym plusem powieści są  bohaterowie, zarówno ci grający główne role, jak i ci, którzy tworzą jedynie tło dla ich historii. Uwierzcie mi, nie sposób jest nie polubić pełnej optymizmu, lubującej się w złotych myślach zapisywanych na samoprzylepnych karteczkach i kochającej wieczory z dobrym filmem, Kaśki; utalentowanego, błyskotliwego i bezbronnego wobec bezpańskiego kota, Kuby czy babci, która rzuca złotymi radami, jak z rękawa i zaprzyjaźnia się właśnie z nowinkami technologicznymi. A to tylko początek. Na pierwszym planie mamy bowiem dwie wyjątkowe postaci. Uroczą, bardzo ostrożną, nieufną i odrobinę wycofaną Sarę. Młodą kobietę, którą ktoś w przeszłości potwornie skrzywdził i która stara się zbudować znów swoją tożsamość oraz dziewczynę, która pod szorstką powłoką skrywa stłamszone ja, potrzebujące czasu, by na nowo zaufać drugiemu człowiekowi. Poznajemy również drugą połowę tej opowieści. Spokojnego, cierpliwego i troskliwego młodego barmana z urzekającym uśmiechem i hipnotyzującym spojrzeniem. Wrażliwego chłopaka, któremu mięknie serce na widok płaczących kobiet, pokrzywdzonych dzieci i cierpiących zwierząt. Michał również ma za sobą trudne przeżycia, ale mimo przeciwności losu nie utracił swojego wewnętrznego ciepła i optymizmu. To postać, która wnosi do życia Sary, a co za tym idzie również do powieści, sporo barw, spokoju i pozytywnej energii.
Przypadkowe spotkanie tych dwojga jest początkiem niezwykłej i pełnej ciepła przyjaźni. Poważnej relacji, której filarem stały się komunikacja, zrozumienie, cierpliwość i zaufanie. On dawał jej spokój i bezpieczeństwo, jakich bardzo jej brakowało, a ona była dla niego brakującym elementem życia, którego od dawna szukał. 

„Mówienie "kocham cię" to jak owijanie czułych wyznań w papier prezentowy. Może się tam kryć doniosłe "Jesteś dla mnie całym światem", lub zwyczajne "Cieszę się że cię znam". Ale czasami po zdarciu papieru okazuje się, że pudełko jest puste. Staje się jedynie fałszywym zapewnieniem, któremu usilnie nadajemy jakieś głębokie znaczenie. A wszystko dlatego, że nienasycone serce uwierzy we wszystko. Wchłonie każde kłamstwo, byleby tylko zapełnić pustkę, jaka w nim panuje.”

To co jednak podobało mi się w tym wszystkim najbardziej to, że rodzące się między nimi uczucie nie jest miałkie, nie ma w nim przesłodzonych haseł, wylewnych wyznań miłosnych, lukrowości, ani nadęcia. To taka zwykła para, jak większość tych spacerujących za rękę ulicami miasta. Dwoje młodych ludzi, których można minąć na chodniku, spotkać w galerii handlowej, albo w pubie. Zwykła dziewczyna i zwykły chłopak. Ta prostota ujmuje najbardziej. Zwłaszcza, że aktualnie literatura dla kobiet jest w takim momencie, w którym z niezrozumiałych dla mnie powodów, powiela się krzywdzące stereotypy o płci pięknej. W publikacjach przeważają przystojni, nabuzowani testosteronem faceci, z sześciopakiem na brzuchu, zabójczym uśmiechem i aurą drania, a żeńska część bohaterek wykreowana jest na bezmyślne, infantylne kobietki, które nie mają do zaoferowania nic ponad ładną buzię, niezdecydowana naturę i szare komórki całkowicie skupione na stojącym obok bożyszczu. Może zalatuje to frustracją, ale im więcej takich książek za mną, tym bardziej wątpię w jakość literatury, zwłaszcza tej przeznaczonej dla kobiet. Ale to temat na oddzielny post. 

„Czasami człowiek bardzo długo nie podnosi się po upadku, bo wmawia sobie, że już dawno to zrobił. Ale tak naprawdę nadal leży na ziemi i dziwi się, dlaczego ból nie mija.” 

Abstrahując już zupełnie od moich spostrzeżeń nie w temacie, muszę przyznać, że Z popiołów to bardzo udana powieść. Przemyślana i dopracowana od początku do końca, z ciekawą, acz bolesną historią, realnymi bohaterami, ciepłymi dialogami i wartościową dawką muzyki.
Jestem absolutnie na „tak”, a Was zachęcam do lektury. Tym bardziej, że już niebawem pojawi się drugi tom z serii.

„To naturalne, że ludzie popełniają błędy i upadają. Czasami wystarczy odnaleźć w sobie odrobinę siły, podnieść się i iść dalej. Ale czasami trzeba wziąć do ręki zapałki, podpalić całe dotychczasowe życie i spokojnie zaczekać, aż spłonie. A kiedy zostanie po nim jedynie garść popiołu, zacząć budować wszystko od nowa.”

seria Z POPIOŁÓW
l Z POPIOŁÓW l Z OTCHŁANI l Z NICOŚCI l

________________________________________________________
Martyna Senator, Z popiołów, stron 336,
CZWARTA STRONA, 2017

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz