#61. Tysiąc pocałunków - Tillie Cole

Wyobraź sobie, że otrzymujesz tysiąc małych karteczek i masz wypełnić je najpiękniejszymi momentami swojego życia…
Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie.

Chłopak i dziewczyna. Uczucie powstałe w jednej chwili, pielęgnowane później latami. Więź, której nie był w stanie zniszczyć ani czas, ani odległość. Która miała przetrwać już do końca. A przynajmniej tak zakładali.
Kiedy siedemnastoletni Rune Kristiansen wraca z rodzinnej Norwegii do sennego miasteczka Blossom Grove w stanie Georgia, gdzie jako dziecko zaprzyjaźnił się z Poppy Litchfield, myśli tylko o jednym. Dlaczego dziewczyna, która była drugą połową jego duszy i przyrzekła wiernie czekać na jego powrót, odcięła się od niego bez słowa wyjaśnienia?
Serce Rune’a zostało złamane, gdy dwa lata temu Poppy przestała się do niego odzywać. Jednak, gdy chłopakowi przyjdzie odkryć prawdę, jego serce rozpadnie się na nowo. 


Tillie Cole jest autorką, która na polski rynek czytelniczy wkroczyła odważną i mocno brutalną serią Poranione dusze, pozwalając poznać się czytelnikom z tej nieco mroczniejszej, choć niepozbawionej delikatności strony. Historie Raze i Reapa ukazywały bestialstwo i wynaturzenie w najczystszej postaci, pytały o istotę człowieczeństwa i niekiedy wzbudzały moralny sprzeciw, który przekładał się na silnie skrajne opinie czytelników. Mimo wszystko w tworzonych przez Cole opowieściach sprawne oko mogło wychwycić kobiecy pierwiastek i duszę romantyczki, jaką bez wątpienia posiada autorka. 

„Poppy Litchfield była zaledwie siedemnastoletnią dziewczyną z małego miasteczka w Georgii. Mimo to, odkąd tylko się poznaliśmy, całkowicie zmieniła mój świat.”

Wśród brutalności, szorstkości i przemocy, którymi kipiały obie historie, znalazło się bowiem miejsce na odrobinę bajkowy wydźwięk i mnóstwo emocji, jakimi książki Tillie Cole nafaszerowane są od pierwszej do ostatniej strony, mocno przy tym trzymając w napięciu. Brak nadmiernej słodyczy i przesadnej pompatyczności sprawia, że wychodzące spod jej pióra opowieści są bardziej autentyczne i przemawiają do czytelników, ostatecznie trafiając tym prosto do ich serc. Te powieści albo się kocha, albo się ich nienawidzi, nie ma niczego pośrodku. Dlatego też mając już pewien obraz tego, w jaki sposób autorka przemawia do swoich odbiorców, z tym większą niecierpliwością i zaciekawieniem wyczekiwałam niemniej bajkowego, ale zdecydowanie bardziej subtelnego Tysiąca pocałunków. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na to, czego doświadczę podczas lektury. 

„Znałam kiedyś chłopca, którego kochałam całym sercem. Chłopaka, który żył chwilą. Powiedział mi, że zaledwie jeden moment jest w stanie odmienić świat. Zmienić czyjeś życie. Czyjeś istnienie, które w ciągu tej jednej krótkiej chwili ma szansę stać się nieskończenie lepsze lub gorsze.”

Poppy i Rune. Niepospolicie uzdolniona wiolonczelistka z białą kokardą we włosach i skandynawski łobuz, mocno skoncentrowany na uwiecznianiu chwil i uchwyceniu idealnej sekundy, która zatrzymałaby miłość w czasie. Wyciszony, skryty i wiecznie wkurzony buntownik z bezbronnym sercem oraz dziewczyna, która tak mocno kochała życie, że pobudzała jego instynkt i jako jedyna potrafiła sprawić, że się uśmiechał.   
Młodzi, utalentowani, zakochani i przeznaczeni sobie od dziecka. Przyrzeczone w innym wszechświecie bratnie dusze i dwie połowy tego samego serca. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, ale czy na pewno?

„W uśmiechu promienie słońca. W sercu poświata księżyca.”

Są książki o których ciężko się pisze, nie dlatego, że są tak złe, iż trudno dobrać jakiekolwiek słowa i wykrzesać z siebie konstruktywną krytykę, ale dlatego, że są tak piękne. Kiedy już trafiam na taką powieść mam wrażenie, że żadne słowa nie są w stanie ukazać jej wyjątkowości i w pełni oddać tych emocji, jakie szarpią czytelnikiem podczas lektury. Właśnie taki rollercoaster zaserwowała nam Tillie Cole w swojej najnowszej książce i choć czytałam ze ściśniętym gardłem, przepłakując niemal ¾ treści, nie żałuję ani jednej uronionej łzy. 

„Babcia mawiała również, że to, co najlepsze, nie trwa zbyt długo. Jest jak kwiat wiśni. Tak piękne, że nie może trwać wiecznie… nie powinno istnieć w nieskończoność. Pojawia się jedynie na krótką chwilę, by przypomnieć nam, jak cenne jest życie, które odchodzi tak szybko, jak przyszło. Każdy kwiat wiśni swoim krótkim istnieniem wydaje się przypominać o wszystkim, co pozostaje niezmienione.”

Tysiąc pocałunków to cudowna, ale bardzo bolesna historia o chłopaku którego serce zostało okrutnie złamane, ale wciąż potrafiło głęboko kochać i dziewczynie, która kochając zbyt mocno podjęła najtrudniejszą decyzję w życiu. Opowieść o dorastaniu i wybaczaniu, o walce z mrokiem i ogarniającym duszę gniewem, ale też świadectwo ścigania się z czasem i wyciskania z niego ile się da. Romantyczne, odrobinę bajkowe, ale pozbawione nadmiernej słodyczy love story z mocnym przekazem i naręczem tak intensywnych, wyżymających łzy emocji, że poruszy najbardziej zatwardziałe serca. To niewiarygodne w jaki sposób Tillie Cole potrafi manipulować słowem, oddziałując na czytelnika na każdym możliwym polu. Wiarygodność i łatwość z jaką autorka uchwyciła łączącą bohaterów więź sprawia, że nie sposób było tego nie poczuć, nie uwierzyć w ich uczucie i nie przeżywać z Poppy oraz Runem każdego życiowego zakrętu, śmiejąc się, płacząc i złoszcząc wraz z nimi. 

„Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie nasze najlepsze momenty. Gdy ściskałam go, a on ściskał mnie mocniej. Gdy całowałam go, a on całował mnie głębiej. A co najważniejsze, gdy go kochałam, a on zawsze kochał mnie bardziej.”

Tysiąc pocałunków to piękna książka o głębokiej przyjaźni, niezwykłej sile miłości, przeznaczeniu i pełnej determinacji walce. Opowieść, która bez skrępowania obnaża ludzkie uczucia, budzi dawno zapomnianą empatię i uczy czerpać z życia, które jest bardzo kruche, choć tak naprawdę w delikatności tkwi jego siła. Udowadnia, że nie warto tracić ani sekundy, trzeba żyć z całych sił i jeszcze mocniej kochać. Spełniać marzenia, przeżywać przygody, utrwalać chwile. Po porostu otaczać się pięknem.
Z całego serca polecam!

„Byliśmy nierozłączni.
Poppy i Rune.
Przyjaciele po wsze czasy. Na wieki wieków.
Przynajmniej tak myślałem.
Zabawne, że wszystko może się zmienić.”

______________________________________________________________
Tillie Cole, Tysiąc pocałunków, stron 440, FILIA, 2017
Przekład: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz