#54. Czy taki Romeo zły, jakim go widzą? - Leisa Rayven

Cassie była uroczą dziewczyną z wielkimi ambicjami. Piekielnie zdolny Ethan miał reputację złego chłopca. Zagrali Romeo i Julię – i zmieniło się wszystko. Wielka miłość, jak w dramacie Szekspira, była im pisana. Jednak „zły Romeo” złamał „Julii” serce...

Kilka lat później grają razem na Broadwayu. Gdy spotykają się na scenie, są zmuszeni do konfrontacji z własnymi emocjami. Ethan próbuje odzyskać zranioną Cassie, jednak oboje w niczym nie przypominają siebie sprzed lat...
Czy kiedy kurtyna opadnie, ujawnią, co tak naprawdę kryje się w ich sercach? 


Przyznam się szczerze, że zanim sięgnęłam po Romea, miałam okazję przeczytać kilka opinii o książce i choć w większości zdarzały się to recenzje pozytywne, natknęłam się tez na kilka mniej pochlebnych słów na jej temat. Przeczytałam, więc z tym większą ciekawością i teraz po lekturze w sumie nie do końca rozumiem arsenał negatywów, jakimi został obrzucony Zły Romeo. A cała sprawa rozchodzi się o to, że zbyt nudny, że brak w nim akcji, że fabuła w gruncie rzeczy żadna, ale czy faktycznie? No, cóż... biorąc pod uwagę, że Zły Romeo to dopiero początek trylogii, jaka wyszła spod pióra Leisy Rayven, to moim skromnym zdaniem historia mimo wszystko się broni. Każda opowieść ma przecież jakiś wstęp, rozwinięcie i zakończenie. W pierwszym tomie autorka zaserwowała czytelnikom właśnie pełne emocji, napięcia i frustracji wprowadzenie w losy dwójki młodych aktorów, nastawiając się przy tym na budowanie relacji między nimi i pokazując, jak to wszystko się zaczęło. Ja to kupuję. 

„Pozwól, że oszczędzę Ci zachodu. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Nie mogę bez Ciebie żyć, a co najważniejsze, nie chcę. Więc panikuj sobie do woli, a kiedy skończysz, ja wciąż tu będę. Rozumiesz?”

A z czym przyjdzie nam się zderzyć? Już spieszę wyjaśnić.
Głowni bohaterowie – Ethan Holt i Cassie Taylor – poznają się podczas egzaminów do Grove, prestiżowej szkoły wychowującej przyszłych artystów. Ona to prostolinijna, wychowana przez surowych rodziców dziewczyna, która przez całe życie starała się doskoczyć do nierealnych ideałów i sprostać oczekiwaniom innych, udając kogoś kim nie jest. On z kolei jest tak bardzo nieokiełznany i chaotyczny, że przyprawia o zawrót głowy. Holt to palant z pretensjami do całego świata, dla którego bliskość oznacza bolesne konsekwencje, a jednocześnie miły gość, który przejawia ludzkie odruchy, smażąc placki dla skacowanej dziewczyny. Iście wybuchowa mieszanka, więc nic dziwnego, że ta relacja przypominała sinusoidę, albo co gorsza labirynt bez mapy, a bohaterowie mimo wspólnej pasji, wciąż uparcie się mijali. 

„ Ale wiesz, co mnie dobija? Co tak cholernie boli codziennie, gdy przychodzę na próbę? To, że leżę z tobą w łóżku, całuję cię, udaję, że się z tobą kocham… i nadal tęsknię. Bo to nie jest prawdziwe. A chciałbym, żeby było. Nie masz pojęcia, jak bardzo.”

Co z tego wynikło?
Nafaszerowana emocjami, intensywna opowieść o utalentowanych młodych ludziach, których połączyła niesamowita chemia, prawdziwa pasja do teatru, skomplikowana przyjaźń, namiętność i młodzieńcze uczucie, tak proste a zarazem tak bardzo trudne do zaakceptowania, zwłaszcza w obliczu nieprzyjemnych doświadczeń i głęboko zakorzenionego strachu. Efektem tego mogło być tylko mocne zderzenie i najboleśniejszy upadek, dla jednego z nich. Mijają lata, a Ethan i Cassie nagle znów stają naprzeciw siebie na scenie teatralnej i muszą zagrać w sztuce, która dla obojga jest zbyt intymna, przewiercając się przez pancerze i obnażając ich ból. Kiedyś to Cassie uganiała się za nim, teraz role się odwróciły i to Ethan musi zapracować na to, by dziewczyna, którą kocha ponownie wpuściła go do swego życia. Czy to mu się uda, to już inna sprawa.   

„Czasami otaczamy się murem nie tylko po to, by nie dopuścić do siebie innych, ale po to, aby przekonać się, komu zależy na nas na tyle, by zechciał go zburzyć.”

Leisa Rayven napisała naprawdę przyjemne love story, osadzone w blasku świata teatralnego. Prosty i lekki w odbiorze język, pierwszoosobowa narracja oraz zabawne, błyskotliwe dialogi to z pewnością duży plus tej powieści, dzięki czemu książkę czyta się naprawdę szybko. Prawdopodobnie nie uronicie łez podczas lektury, a nawet mogę śmiało zaryzykować, że główna bohaterka nie raz, ani nie dwa mocno Was zirytuje zarówno swoim postępowaniem i sposobem myślenia, jak i pamiętnikowymi wynurzeniami, ale skomplikowana i zdecydowanie bardziej dopracowana męska postać, wynagrodzi owe zgrzyty. Nie nastawiajcie się też na szalone zwroty akcji, pogmatwaną fabułę i szybkie tempo wydarzeń, bo tego tu nie znajdziecie. Zły Romeo to od początku do końca, konsekwentnie realizowane wprowadzenie, którego głównym fundamentem jest relacja Ethan-Cassie, kiedyś i dziś. Poza tym pamiętajcie, że to romans, a ten nie ma za zadanie uczyć i skłaniać do refleksji, tylko dać czystą rozrywkę i jak dla mnie daje radę. Perspektywa kolejnych części to według mnie tylko pole do popisu i ogromne możliwości manewru dla autorki, więc po cichu liczę na to, że ten potencjał nie zostanie zmarnowany. 

„Chyba właśnie dlatego szkło wydaje mi się tak fascynujące. Zdaje się niezwykle kruche, a jednak jest w stanie przetrwać wiele lat, nawet naznaczone rysami i pęknięciami. Osobiście uważam, że nieskazitelne szkło jest nudne. Kocham te wszystkie okazy, a blizny doświadczeń czynią je w moich oczach jeszcze piękniejszymi.”


STARCROSSED
series:
l ZŁY ROMEO l ZŁA JULIA l ZŁE SERCE

______________________________________________________________
Leisa Rayven, Zły Romeo, stron 440, OTWARTE, 2017
Przekład: Martyna Tomczak

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz