#41. Raze - Tillie Cole

Aby przeżyć, musi zabijać...
Raze, szkolony w niewoli, aby okaleczać i zabijać, więzień numer 818, którego losem rządzi okrucieństwo i śmierć.
Po latach niewoli w piekle w głowie kołacze mu się tylko jedna myśl: zemsta. Krwawa, powolna, brutalna zemsta.
Zemsta na człowieku, który skłamał.
Na człowieku, który go skrzywdził.
Który go skazał i zmienił w pałającą wściekłością maszynę do zabijania. Potwora odartego z człowieczeństwa.
Kisa jest jedyną córką Kirilla „Silencera” Volkova, przywódcy niesławnej „Trójcy” bossów rosyjskiej Braci w Nowym Jorku. Jest chroniona, choć tak naprawdę żyje w więzieniu bez krat.
Kisa marzy o wolności.
Zna jedynie okrucieństwo i poczucie straty. Pracuje jako managerka imperium śmierci swojego papy, a jej codzienność wypełniają jedynie smutek i ból. Jej narzeczony, Alik, kontroluje każdy aspekt życia Kisy, panuje nad każdą jej decyzją i pilnuje, by pozostała uległa i martwa w środku. Ale jeden wieczór wszystko to zmienia.
Kisa wpada na ulicy na wytatuowanego i pokrytego bliznami mężczyznę, który obudzi w niej głęboko skrywane uczucia. Pragnienia znajome, choć zakazane.
Dziewczyna od razu wie, że wpadła w tarapaty. Piękny i groźny mężczyzna ma w oczach śmierć.
Kisa ma na jego punkcie obsesję. Pragnie go. Łaknie jego dotyku. Musi zdobyć tego tajemniczego mężczyznę, którego zwą Raze. 


Gdzie tak naprawdę są granice ludzkiej wytrzymałości? Jak wiele możemy znieść i wciąż, raz za razem z determinacją podnosić się z klęczek. Czy istnieje sposób na to, by obedrzeć kogoś z człowieczeństwa i moralności, bez skrupułów odbierając to, co najcenniejsze, czyli wolność i życie? Czy można pozbawić człowieka tożsamości, wyrwać mu korzenie i wytresować na niezwyciężoną maszynę do zabijania, bez emocji, bez wspomnień i bez duszy, z numerem zamiast imienia?
Przekonajcie się, co na ten temat ma do powiedzenia Tillie Cole, a jestem pewna, że znajdzie się wśród Was, przynajmniej jedna przedstawicielka płci pięknej, która swoje serce odda we władanie pewnemu złamanemu, pokrytemu bliznami mężczyźnie o niezwykłych oczach. 

„Raze. To jedyne imię, jakim kiedykolwiek mnie nazywano, ponieważ unicestwiłem każdego sukinsyna, który stanął mi na drodze.”

Raze to taka historia, która zniewala już od pierwszej strony, skutecznie uwodzi czytelnika i rozkochuje go w sobie, mimo szorstkości, brutalności i wypełnionej przemocą fabuły. W tych okolicznościach brzmi to, co najmniej niedorzecznie? Być może, ale wierzcie mi, wiem co mówię. Tillie Cole, z pewnością, wyssała do cna cały potencjał, jaki miała w sobie ta historia i uważam, że ta opowieść nie mogła być lepsza. Już na starcie autorka przyłożyła z przysłowiowej grubej rury, robiąc konkretne wejście do naprawdę mocnej, momentami szokującej lektury, w której wbrew pozorom można doszukać się odrobinę bajkowego wydźwięku, choć wszystko to bez niepotrzebnego nadmuchania, a w myśl zasady, że przecież w prostocie siła.

Kobieta żyjąca w więzieniu bez krat. Jedyna córka bossa rosyjskiej Braci i narzeczona sadystycznego, bezlitosnego i rozchwianego emocjonalnie Alika, obsesyjnie kontrolującego i śledzącego każdy jej ruch. Młoda dziewczyna, która stała się cieniem samej siebie, zatracona we wspomnieniach i dojmującej tęsknocie, za tym, kogo odebrała jej tragedia. 
I mężczyzna, który nigdy niczego nie robił z własnej woli. Od lat żyjący w zamknięciu, okrutnie torturowany, odurzany i tresowany na bestię niosącą zagładę. Chłopak, który urodził się by kochać, teraz zabija by przeżyć.  W głębi duszy zagubiony, bezradny i dręczony przeszłością, której nie pamięta, w końcu dostaje szansę na dokonanie zemsty, na tym, który z premedytacją skłamał.
Czy to ma prawo się udać? Owszem, jeśli tylko do gry wkroczy przeznaczenie, a ono miało swój plan, zanim jeszcze oboje przyszli na świat.  

„- Mogę cię mieć?
- Możesz mnie mieć, Solnyszko. Możesz mieć mnie całego. Zawsze miałaś i zawsze będziesz miała...”

Cole zafundowała swoim czytelnikom powieść, na którą ja osobiście, naprawdę długo czekałam, bo choć można jej zarzucić pewną przewidywalność, to niewątpliwie trzyma w napięciu i chwyta za serce emocjami, które spływają na nas z każdej strony. Jestem w stanie zaryzykować nawet stwierdzenie, że Raze to najciekawsza i najbardziej oryginalna książka, z jaką miałam szansę się zmierzyć. Szorstka, mroczna i surowa, niekiedy budząca moralny sprzeciw, ale wciąż autentyczna i, co chyba najważniejsze, pozbawiona nadmiernej słodyczy i lukrowanej wręcz romantyczności, które jedynie zepsułyby efekt, jaki udało się uzyskać autorce. Na uwagę zasługuje również samodyscyplina i niepodważalna konsekwencja Cole, nie tylko w precyzyjnie doprowadzonej fabule, w której do zera zredukowała niejasności i niedopowiedzenia, ale przede wszystkim w starannie uszytych postaciach, u których charakter, światopogląd i zachowania wynikają z życiowych doświadczeń i wpojonych wartości. Dopieszczenie tych, bądź co bądź kluczowych elementów, sprawia, że Raze tworzy spójną, przekonującą i w pełni kompletną całość, gdzie każdy niuans ma swoje miejsce, a postępowanie bohaterów wiarygodne uzasadnienie. 

„Zabijałem, bo musiałem. Nie miałem wyboru. I tak byłem martwy, nie byłem nikim więcej, jak tylko numerem – odartym z moralności, wolności i życia. Byłem zwierzem wytresowanym do zadawania cierpienia bez wyrzutów sumienia. A nie można zabić kogoś, kto nie ma duszy.”

Co prawda, w czasie lektury zetknęłam się z kwestiami,  z którymi się nie zgadzam i które dla mnie, jako kobiety są nie do przyjęcia, ale niezależnie od tego, po jak odważne rozwiązania w swojej książce sięga Tillie Cole, jesteśmy świadomi, że wszystko dzieje się w tej historii w jakimś celu i pozwala czytelnikowi, nie tylko wczuć się w panujący w niej klimat, ale przede wszystkim zrozumieć niebezpieczny półświatek rosyjskiej Braci. Co więcej autorka nie żałuje swoim odbiorcom porażających opisów, niezwalniającej akcji i sensacyjnych wydarzeń, których nie powstydziliby się twórcy najlepszych dreszczowców. Nie zabraknie poruszającej, emocjonalnej walki, seksu, napięcia i przemocy w najróżniejszych jej przejawach, a w samym środku tego wszystkiego dwoje przyrzeczonych sobie dzieciaków, którzy lgną do siebie na przekór całemu światu. Czego chcieć więcej?

Raze to naprawdę świetnie napisana, chwytająca za serce historia o złamanym przez okrutnych ludzi człowieku, który powraca do życia i uczy się na nowo wolności. Elektryzująca opowieść o sile przeznaczenia, pragnieniu zemsty, nadziei i w końcu o uczuciu, niezłomnym i prawdziwym, które prowadzi ku sobie dwie zgubione dusze.
Więzień 818, po prostu zapada w pamięć. Gorąco polecam i z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części. 

„Byli sobie przeznaczeni, chłopak i dziewczyna, dwa rozdzielone serca. Bóg pragnął zbadać, czy prawdziwa miłość przetrwa. Chciał się dowiedzieć, czy wbrew przeciwnościom losu dwie połówki rozdzielonej duszy się odnajdą. Miną lata, oboje będą cierpieć. Oboje będą smutni, jednak pewnego dnia, kiedy najmniej będą się tego spodziewać, ich ścieżki ponownie się skrzyżują. Pozostaje pytanie: czy te dusze się rozpoznają? Czy odnajdą drogę wiodącą z powrotem do miłości…?”


Seria PORANIONE DUSZE:
l RAZE l REAP l

______________________________________________________________
Tillie Cole, Raze, stron 400, FILIA, 2016
Przekład: Katarzyna Agnieszka Dyrek


Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz