#31. Urodzeni, by przegrać...

Mieli się już nigdy nie spotkać. Los jednak chciał inaczej...

Diana – ukrywa tajemnicę, która nie pozwala jej żyć normalnie. Pięć lat temu przez jej nieuwagę wydarzyła się tragedia. Odtrącona przez rodziców wyjechała na studia do innego miasta, nie potrafi jednak zapomnieć o przeszłości. Kiedyś najbardziej pragnęła przebaczenia. Teraz nie pragnie już niczego.

Karol – z wyglądu niegrzeczny chłopiec, wychowany „na złej ulicy”, student ekonomii i bokser. Kiedyś, w innym życiu, Diana i Karol spotykali się. Nie traktowali tego poważnie, ale to, co ich rozdzieliło, było śmiertelnie poważne. Pięć lat później wpadają na siebie na studenckiej imprezie. Przypadek? Żadne z nich nie wierzy w przypadki. Szybko okazuje się, że stają się dla siebie bardzo ważni. Czy razem uda im się zbudować wspólną przyszłość? Bez względu na wszystko…



Dwoje młodych ludzi na progu dorosłości, trudne dzieciństwo, tragedia sprzed lat, która weryfikuje ich teraźniejszość, poczucie winy, osamotnienie i brak akceptacji, a w końcu prawdziwa przyjaźń, miłość, która musi pokonać przeszkody i niepewna przyszłość. To elementy, które sprawiają, że za każdym razem chętnie sięgam po literaturę z gatunku New Adult, choć z biegiem czasu i wraz z rosnącą liczbą przeczytanych książek, jestem pod tym względem coraz bardziej wymagającym czytelnikiem. Zdaję sobie sprawę, że w obliczu wydawniczego wysypu NA, jaki ma aktualnie miejsce na rynku, trudno zaskoczyć, a sam autor stoi przed ciężkim zadaniem sprawienia, by to jego powieść, mimo zastosowanego oklepanego schematu i powszechnie znanego pomysłu, wyróżniła się na tle pozostałych. Trudne, ale nie niewykonalne.
Iga Wiśniewska niewątpliwie ma potencjał, by tego dokonać, mimo iż w jej najnowszej powieści Urodzeni, by przegrać nie brakowało zgrzytów, a mnie osobiście, wbrew oczekiwaniom, historia nie powaliła na kolana i bardzo tego żałuję. 

„Pogodziłem się sam ze sobą. Pogodziłem się ze wszystkim, co zrobiłem, ze wszystkimi głupimi i nieodpowiedzialnymi rzeczami. Z czynami gorszymi niż głupie i nieodpowiedzialne. a kiedy już to zrobiłem, odnalazłem spokój.”

To, czego nie można z pewnością odmówić młodej Autorce, to pomysłowości i odwagi do tego, by łamać schematy. Nie znajdziecie tutaj rycerza w nieskazitelnej lśniącej zbroi, ani księżniczki z dobrego domu, która nie ma pojęcia o życiu, nie będzie przesłodzonej love story, lukrowanych wyznań, ani miłości mogącej w cudowny sposób pokonać wszystkie przeszkody. Znajdziecie za to walkę z poczuciem winy, odrzuceniem i brakiem akceptacji. Desperacką próbę odnalezienia spokoju, pogodzenia się ze sobą, własnymi głupimi i nieodpowiedzialnymi decyzjami oraz ich konsekwencjami, przed którymi mimo wszystko nie da się uciec.  Będą niedopowiedzenia, nieoczekiwane zwroty akcji i spotkania z przeszłości, a to wszystko osadzone w spokojnej i nudnej studenckiej codzienności, za sprawą której Autorka skutecznie uśpi Waszą czujność, by za chwilę brutalnie wyrwać Was z odrętwienia. Co najważniejsze, poznacie dwójkę poturbowanych przez los młodych ludzi, spragnionych zrozumienia i bliskości drugiego człowieka, którzy starają się wypracować swój sposób na życie, jednocześnie poznając słodko-gorzki smak prawdziwej miłości. 

„Nagle zachciało mi się śmiać. Czy ona mnie właśnie „sfriendzonowała”? Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie powiedziała mi, że chce, żebym został jej przyjacielem. A składały mi różne propozycje.”

Miłości, której ja, jako czytelnik nie przeżyłam razem z nimi. Niestety, mimo usilnych starań, nie potrafiłam doszukać się iskier, napięcia czy chociażby poczuć odrobiny chemii pomiędzy Karolem i Dianą. Samym bohaterom również zabrakło pazura, wyrazistości i intensywności, przez co bezpowrotnie zostali obdarci z tego czegoś, co zazwyczaj sprawia, że główne postaci na długo zapadają czytelnikom w pamięci. Szkoda, bo dobrze skrojone barwne portrety psychologiczne to jeden z najważniejszych elementów tworzących mocny fundament do niebanalnej opowieści. Pomysł to tak naprawdę dopiero początek, zadaniem autora jest tchnąć w niego życie i pozwolić mu rozwinąć skrzydła, nie podcinając ich przy tym. Ku niepocieszeniu czytelników balonik, w którym lewitują Urodzeni, by przegrać, niejednokrotnie napotykał na ostre przeszkody, jakie skutecznie nadszarpywały jego konstrukcję. Niektórzy z Was mogą ubolewać bowiem nad powierzchownym potraktowaniem niektórych tematów, dość istotnych dla życia bohaterów, nienależyte rozwinięcie wątków, które wręcz się o to prosiły, czy nawet zbyt szybkie ich rozwiązanie, a co za tym idzie zakończenie pozostawia czytelnikowi silny niedosyt, przynajmniej ja byłam takim właśnie przypadkiem. Jest to jednak kwestia indywidualna każdego odbiorcy, więc to Wam pozostawiam w ocenie tę część książki. 

„Tylko spokój może nas uratować.”

Iga Wiśniewska na łamach swojej powieści nie zapomina jednak o przekazie. O tym co chciałaby za sprawą słowa pisanego powiedzieć swoim czytelnikom. Niewątpliwie bowiem udowodni, że czasem wystarczy znaleźć kogoś, kto zrozumie i zaakceptuje nas takimi jakimi jesteśmy, wbrew wszystkiemu i pomimo popełnionych błędów. Pokaże, jak wielkie znaczenie ma obecność drugiego człowieka, który nie będzie naciskał, ale subtelnie wypełni pustkę w naszych sercach. Uświadomi czytelnikom jak bardzo istotne jest poczucie bezpieczeństwa i  stabilizacji oraz co może uczynić z psychiką młodego człowieka odrzucenie czy brak rodzicielskiego ciepła.
Urodzeni, by przegrać to z pewnością, mimo młodego wieku Autorki, bardzo dojrzała historia, która niesie ze sobą subtelną mądrość i niezwykle aktualną prawdę o dzisiejszym życiu ludzi wchodzących w dorosłość. 
Polecam, więc wszystkim fanom twórczości Igi Wiśniewskiej, wielbicielom gatunku oraz ciekawskim, którzy chcieliby wyrobić sobie własne zdanie  na temat historii Karola i Diany. 

„Razem mogliśmy wszystko – jeśli tylko będziemy na tyle odważni, żeby spróbować.”

______________________________________________________________
Iga Wiśniewska, Urodzeni, by przegrać, stron 300,
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2016

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz